Po przekroczeniu trzeciej dekady życia zdarzały mi się coraz częstsze omdlenia – pisze dla nas Krzysiek – elektryk z Bytomia. Na początku robiło mi się słabo – ciemno przed oczami, suchość w ustach, lekkie zawroty. Z biegiem czasu osuwałem się na podłogę podczas wzmożonego wysiłku lub nawet stania w tramwaju. Okazało się, że przyczyna omdleń jest zupełnie inna, niż się spodziewałem. To co wszyscy „diagnozowali chłopskim okiem” jako osłabienie organizmu, okazało się poważnym zaburzeniem pracy serca. Z pomocą przyszli lekarze oraz elektronika.

W pierwszej chwili zignorowałem zawroty głowy. Zrobiłem to drugi i trzeci raz, ale po czwartym napadzie zimnych potów i kręcenia w głowie musiałem przysiąść na krawężniku. Wystraszyłem się, bo poza wcześniejszymi objawami przyspieszył oddech, czułem serce wyrywające się z piersi i drżenie rąk. „W końcu jestem jeszcze młody – dopiero przekroczyłem trzydziestkę i jestem w świetnej kondycji” – tak myślałem do chwili, gdy trafiłem po raz pierwszy do gabinetu kardiologicznego. Jednak zanim się na to zdecydowałem, przez kilka tygodni zwyczajnie machałem ręką i robiłem dobrą minę do złej gry. Dopiero kiedy omdlenia przybierały na częstotliwości, zdarzały mi się w środkach komunikacji publicznej, na dworcach, w zamkniętych przestrzeniach zacząłem się bać. Dwoje małych dzieci w domu, kredyt hipoteczny i chęć życia kazały mi zrobić to, co wydawało mi się jedyną słuszną decyzją – pójść do lekarza.

Po pomiarach ciśnienia i EKG dowiedziałem się, że coś nie tak dzieje się z moim sercem. Zlecono kolejne, cykliczne badania. Każda wizyta powodowała wyraźne poruszenie i niepewność lekarza. Rzadko zdarza się, żeby doktor jak troskliwy ojciec dopytywał o samopoczucie, zaobserwowane zmiany i ostatnie przypadki omdleń. Odpowiadałem zgodnie z prawdą, bo zależało mi na obiektywnej ocenie stanu mojego zdrowia. Lekarz zlecał kolejne badania. Z wynikami jeździłem niemal co tydzień. Widziałem, że analizy wydruków z EKG dostarczały doktorowi coraz więcej pytań, na które nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć. Powiedział wprost, że najlepszym sposobem byłaby stała obserwacja pracy mojego serca, ale na pobyt w szpitalu, ze względu na biznes, który prowadzę i dzięki któremu utrzymuję rodzinę, nie było takiej możliwości. Wtedy światełkiem w tunelu okazał się holter EKG. Lekarz polecił mi wypożyczenie takiego sprzętu, jednak ze względu na moje przejęcie, chciałem mieć go jak najprędzej. Toteż kupiłem urządzenie sądząc, że tonący brzytwy się chwyta. Brzytwa okazała się jednak kołem ratunkowym.

Kupiłem ASPEL ASPEKT 800 ze strony internetowej sklepu Kredos. Wybór był zupełnie przypadkowy, bo do poszukiwań posłużyła mi wyszukiwarka. Zakup dostarczono mi błyskawicznie, więc od razu pojechałem z nim do przychodni. Umówiłem wizytę prywatną, bo polska służba zdrowia i kolejki do specjalistów kazały mi czekać kilkanaście dni. Nie miałem czasu do stracenia. Lekarz wyjaśnił mi, że będę musiał nosić go na sobie przez 24 godziny wraz z naklejonymi elektrodami na klatce piersiowej. Byłem w sytuacji, gdy takie

zalecenie wydaje się niczym szczególnym. Miałem zaplanować dzień w taki sposób, aby w miarę możliwości pozostawać w ruchu. Wcześniej biegałem dwa razy w tygodniu do chwili, gdy pojawiły się pierwsze omdlenia i zasłabnięcia. Teraz znowu mogłem to robić.  Dostałem dzienniczek, w którym miałem zapisywać swoje aktywności i emocje (stany emocjonalne też przecież wpływają na pracę naszego serca, jak choćby zdenerwowanie).

Wyszedłem z gabinetu pełen nadziei i poinstruowany co robić. Z samego rana wziąłem prysznic, ogoliłem klatkę piersiową, podłączyłem elektrody we wskazanych przez doktora miejscach i zacząłem swój zwyczajny dzień. Inny nieco od poprzednich, bo spokojniejszy. Liczyłem, że w końcu uda się, dzięki urządzeniu, zdefiniować przyczynę moich dolegliwości. Po pracy grałem z synem w piłkę, urządziłem przejażdżkę rowerem z rodziną i na koniec dnia przebiegłem 5 kilometrów. W trakcie biegu musiałem jednak przysiąść. Znowu czarno przed oczami, zawroty i uczucie, jak to, które zawsze towarzyszyło mi przed osunięciem na ziemię. Tym razem jednak nie zemdlałem. Jakoś to przetrzymałem. Rano, po upływie 24 godzin mogłem odłączyć elektrody i zdjąć holter. Tego samego dnia pojechałem do doktora.

„Wszystko jasne”, usłyszałem po podłączeniu urządzenia do komputera. Okazało się, że dokucza mi kardiomopatia przerostowa, czyli przerost lewej komory serca. Brzmiało jak wyrok, ale okazało się, że dzięki holterowi możliwe było precyzyjne określenie mojego stanu zdrowia. Od tamtej pory przyjmuję leki i choć zawsze starałem się unikać farmaceutyków, to teraz wiem, że tylko one pozwalają mi na normalne funkcjonowanie. Zmalał też poziom stresu, a moje serce pracuje jak należy. Przyczyną okazały się geny. Nigdy nie wiedziałem, że mój ojciec zmagał się z tym samym przypadkiem, bo zmarł bardzo wcześnie. Dzięki dostępności takich rewolucyjnych urządzeń jak holter EKG zyskałem dłuższe życie i za tę radę zawsze będę wdzięczny mojemu lekarzowi.

Autor: Pozycjoneria. Artykuł “Dziękuję medycynie za holter EKG” powstał dzięki współpracy z właścicielem sklepu medycznego kredos.pl.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here